Nadal zaskakują
W styczniu ub.r. pisałem o nieoczywistych przeszkodach rozwoju elektromobilności w Polsce. Przez kolejny tuzin miesięcy nazbierało się nieco kolejnych spostrzeżeń. Niektóre sprawy można uznać za drobiazgi, a więc są tym łatwiejsze do wyeliminowania.
Czasem dojazd do wolnego kabla wymaga wielu manewrów. Kierowcy elektryków też potrafią zaparkować nonszalancko.
Czy ktoś tuż przy dystrybutorze kopalnego paliwa sadzi żywopłot albo inne wysokie rośliny? Na taki pomysł na klasycznej stacji paliw nikt by nawet nie wpadł, nie wspominając o jego realizacji. Przy ładowarkach bywa inaczej. Kilka razy miałem kłopot z otwarciem drzwi kierowcy, bo tuż po lewej stronie pleniła się roślinność. A więc odsuwanie fotela na maksa, przeciskanie się między krawędzią drzwi a słupkiem B i uwaga skupiona na tym, żeby nie zarysować drzwi i nie pozaciągać ubrania.
Wiecie, ile to są 2 cm? To odległość, którą zachowują niektórzy kierowcy spalinowych aut parkując przy stanowiskach wyznaczonych dla elektryków. Jakby nie mogli ustawić się kilka(naście) centymetrów dalej albo na wolnym miejscu obok. Nie, nie podejrzewam ich o złośliwość, raczej o lenistwo. Tak samo jak pana z BMW X6, któremu nie chciało się wjechać obszernie, poprawnie, tylko uczynił to na skos. Tyle że ten skos zajął sporo „mojej” powierzchni, akurat byłem elektrykiem Maxus MIFA 9, pokaźnym vanem o długości 5,27 m. Starałem się przy tym nie ograniczać drugiego stanowiska dla elektrowozu. Dobrze, że MIFA 9 miała kamery 360 stopni, ale i tak musiałem wykonać wiele łamańców.
Proza życia
Testuję elektryki ponad pięć lat. Przy żadnej, powtarzam żadnej, ładowarce, ani w jej pobliżu, nie zauważyłem kosza na śmieci. Ani kosza, ani myjki do szyb, ani WC (ale mam wymagania, prawda?). Owszem, jeśli ładowarka znajduje się przy stacji paliw czy fast foodzie - często na skraju parkingu - można i trzeba przejść się tam ze śmieciami, czy do toalety. A propos. Kiedyś „tankowałem” elektrony w niedzielę późnym wieczorem, wracając z meczu żużlowego, przy salonie pewnej marki. Rzecz jasna, salon był zamknięty, nikogo z ochrony nie udało mi się znaleźć, więc… Obok była zarośnięta, zaniedbana alejka, no i mężczyźni mają łatwiej niż panie. Podróżowałem sam, a gdyby w takiej sytuacji znalazła się cała rodzina z małymi dziećmi opitymi gazowanymi napojami?
Płońsk na Mazowszu. Gdzie najlepiej zepchnąć śnieg z parkingu? Pod ładowarkę oczywiście.
Jedna z najsłabszych stron elektromobilności to infolinie. Zdecydowanie. Pewnego razu na wyświetlaczu ładowarki pojawił się komunikat, że aby odebrać prąd, muszę zeskanować kod QR. Miałem kartę do ładowania od importera testowanego auta, więc kod QR nie wchodził w rachubę. Pani z infolinii nie wiedziała, co się dzieje, zdalnie zresetowała stację, zanim ta ponownie połączyła się z internetem, upłynął dobry kwadrans. I znowu ten sam komunikat o QR. Tymczasem wystarczyło dotknąć jeden z przycisków pod (nie dotykowym) ekranem i już można było „tankować” przy pomocy karty. Wniosek - pani z infolinii nie wiedziała, jak wyglądają wyświetlacze ładowarek jej sieci, co pokazują i jak rozwiązać prosty problem. Ja prądu się boję, napięcie 400 V w ładowarce i samochodzie to nie przelewki, nie zamierzam samowolnie nic kombinować.
Nic się nie zgadza
Sami producenci elektryków też swoje dorzucają. Podawane przez nich zasięgi nie wzbudzają zaufania, ale nie dlatego, że realnie zapotrzebowanie na energię jest zawsze większe. Z powodu elementarnej matematyki. Każdy wie, że jeśli auto na klasyczne paliwo ma bak 48 l i średnio zużywa 8 l/100 km, zasięg równa się 600 km. Proste. W elektrykach nic się nie zgadza. Przykładowo Mercedes EQS z baterią 108,4 kWh netto potrzebuje minimum 16,8 kWh/100 km, co powinno dać zasięg 645 km. Tymczasem maksymalny zasięg został określony aż na 737 km. Może coś tańszego? Jeep Avenger - akumulator 51 kWh netto, średnio 15,9 kWh/100 km, więc 321 km? Nie, 404 km. Dane zaczerpnąłem z „Katalogu pojazdów elektrycznych 2023” wydanego przez PSPA, Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych. Dopowiem tylko, iż realnie Avenger wymagał ładowania po niecałych 250 km.
Tekst i zdjęcia: Jacek Dobkowski