2022-03-24

Arsenał broni ekonomicznej

Prawo w warsztacie (cz. 113).

Sankcje na Rosję i ich wpływ na polską gospodarkę.

Koniec historii. Ten chwytliwy bon mot wszedł na stałe do języka publicystyki i analiz geopolitycznych. Często, dość bezrefleksyjnie, szermują nim różnego rodzaju eksperci i bywalcy telewizji. Wywodzi się z tytułu książki Francisa Fukuyamy, amerykańskiego politologa i ekonomisty, który w 1992 r. wydał książkę „Koniec historii i ostatni człowiek”. Autor formułuje w niej tezę, iż proces historyczny w pewnym sensie zakończył się wraz z upadkiem komunizmu (czyli państw tzw. realnego socjalizmu) i przyjęciem przez większość krajów systemu liberalnej demokracji. Liberalna demokracja oraz rynkowy porządek gospodarczy mają być, według Fukuyamy, najlepszym z możliwych do urzeczywistnienia systemów politycznych (choć nie idealnym). A to w praktyce miało oznaczać pewnego rodzaju koniec przewrotów, wojen na dużą skalę i „zawieruchy dziejowej”, która przez setki lat zmieniała granicę, niszczyła cywilizacje i ludzkie życia.

Jakkolwiek, przewidywania Fukuyamy wcale nie są oderwane od rzeczywistości i mam szczerą nadzieję, że jesteśmy coraz bliżej ich urzeczywistnienia, to jednak po raz kolejny okazało się, że nie ma takiego szaleństwa, do którego nie jest zdolna ludzka natura. W momencie, gdy piszę te słowa, na ukraińskie miasta i wsie spadają bomby, giną kobiety i dzieci, a na przedmieściach Kijowa trwają walki w obronie niepodległości jednej z tych liberalnych demokracji. Natomiast prawie cały świat zastanawia się, czy nie jesteśmy u progu trzeciej wojny światowej. Jest to o tyle zdumiewające, że za rozpoczęciem tego konfliktu stoi tak naprawdę jeden człowiek. Jeszcze do niedawna uważany za geniusza, demiurga, który rozstawia jak pionki na szachownicy zachodnich polityków. Władimir Putin wysyła rosyjską młodzież, aby mordowała i była mordowana przez młodzież ukraińską. Jest to o tyle zdumiewające, że Putin według powszechnego przekonania był szanowanym światowym liderem, według wielu różnych i wiarygodnych doniesień jest też prywatnie jednym z najbogatszych ludzi na świecie, a jego „partnerka” miała urodzić mu niedawno dzieci. Pomijając czy te doniesienia są prawdziwe, jak się okazuje, człowiek który ma „wszystko”, może chcieć zaryzykować to (i przy okazji życie tysięcy ludzi) tylko po to, aby zrealizować swoje marzenia o zapisaniu się w historii jako ten, który przywrócił potęgę Rosji. Co najwyraźniej nie może się obyć bez mordowania jakiegoś „bratniego” słowiańskiego narodu.

Wobec takiej eskalacji i pewnego rodzaju zwieńczenia polityki Putina, poprzedzonej latami skrytych morderstw, operacji specjalnych i szantażu gospodarczego nastąpiło to, czego satrapa najprawdopodobniej się nie spodziewał - Zachód, którego jesteśmy tak naprawdę członkiem, zjednoczył się. Jakkolwiek, jestem przekonany, że większość naszych czytelników współczuje Ukrainie i ma nadzieję na klęskę najeźdźców, to jednak nie chcielibyśmy, żeby nasi żołnierze wyruszyli na Wschód, aby ginąć na ulicach Żytomierza czy Charkowa. Podobnie myślą Anglicy, Amerykanie czy Holendrzy. Tak więc, niestety, ale sentymenty trzeba odłożyć na bok. Ukraina nie jest związana sojuszem z państwami NATO czy też z Polską. Nie oznacza to jednak, że Zachód jest bezsilny. Dysponuje całym arsenałem „broni gospodarczych”, które odgrywają w dzisiejszej globalnej wiosce ogromną rolę - gospodarczą.

Co zatem jest w arsenale sankcji?

W ciągu pierwszych dni inwazji na Ukrainę szczególną karierę robił skrót SWIFT. Oznacza to Society for Worldwide Interbank Financial Telecommunication, po polsku Stowarzyszenie na rzecz Światowej Międzybankowej Telekomunikacji Finansowej, które powstało w 1973 roku. Stopniowo organizacja zaczęła ustanawiać wspólne standardy transakcji finansowych i wspólnego systemu przetwarzania danych.  SWIFT to po prostu komunikator, w którym finansiści na całym świecie wymieniają zlecenia płatnicze, potwierdzenia transakcji i inną dokumentację finansową. To jedyny uniwersalny kanał przekazywania poleceń przelewu pieniędzy i innych wartościowych przedmiotów pomiędzy 11 tysiącami organizacji finansowych i niefinansowych w niemal wszystkich krajach planety. Rocznie za pośrednictwem SWIFT wysyłanych jest ponad 5 miliardów wiadomości.

SWIFT jest niezależną prywatną spółdzielnią należącą do 3,5 tys. jej członków - banków i instytucji finansowych. Ma siedzibę niedaleko Brukseli i jest nadzorowany przez banki centralne 10 największych gospodarek zachodnich. Jest poza kontrolą Stanów Zjednoczonych i tylko kilka razy Ameryka wymusiła odcięcie danego kraju od SWIFT. Dotyczyło to Iranu i Korei Północnej.

Rosja co prawda od 2015 roku rozwija własny, alternatywny system przelewów, jednak system ten nie obejmuje banków zagranicznych i choć miał już objąć ok. 20 proc. transakcji na rynku rosyjskim, to nie zastąpi systemu SWIFT w rozliczeniach z kontrahentami zagranicznymi, a to jest główne uzasadnienie istnienia tego systemu. Nie ma wątpliwości zatem, że odłączenie od SWIFT-u będzie miało znaczący wpływ na rosyjską gospodarkę, a szczególnie jej relacje międzynarodowe.

Jaki będzie ten wpływ, nikt tak naprawdę nie wie. Dość powiedzieć, że - jak przytacza Witold Gadomski, publicysta Gazety Wyborczej - były minister finansów Rosji Aleksiej Kudrin powiedział w 2014 roku, że utrata dostępu do SWIFT-u zaszkodziłaby krajowi
w wysokości porównywalnej do 5 proc. rocznego PKB. 

Co bardziej dotkliwe?

Co jednak może być jeszcze bardziej dotkliwe dla rosyjskiej gospodarki, to bezprecedensowe uderzenie w rezerwy walutowe zgromadzone przez rosyjski bank centralny. Putin i jego kamaryla już od dawna przygotowywali się do wojny lub jak to nazywają „operacji specjalnej”. Rosja ma stosunkowo nieduży dług publiczny - zaledwie 20 proc. PKB (dług Polski dla porównania to 56,6 proc. - na koniec III kwartału 2021 r. według metodologii ESA 2010). Co więcej, Rosja zgromadziła ogromne rezerwy walutowe. W końcu roku 2021 wyniosły one ok. 630,6 mld dol., z czego 468 mld to papiery wartościowe, nominowane w walutach zagranicznych, zaś ok. 133 mld dol. to złoto. Te środki zgromadzone w walutach obcych nie są jednak fizycznie dostępne dla rosyjskich bankowców. Są to po prostu zapisy na rachunkach bankowych prowadzonych przez zagraniczne banki centralne. Rosjanie, spodziewając się reperkusji swoich działań, zmieniali portfel finansowy, przesuwając środki z dolarów na euro. Pozwala to domniemywać, że liczyli się z konsekwencjami ze strony USA ale zakładali, że główny dysponent euro, czyli Niemcy, ich gazowy diler na Europę i bliski przyjaciel nie pozwoli, aby stała się im krzywda. A jednak - jak się okazało - nawet niemieccy politycy potrafili powiedzieć dość. I zgodnie z pakietem sankcji środki zgromadzone w walutach obcych, ta „poduszka” bezpieczeństwa została zamrożona. Rosyjscy bankowcy oczywiście mają jeszcze możliwości. Ponad 60 miliardów dolarów rezerw jest zdeponowane w chińskim banku centralnym. Mają również wspomniane wyżej 130 mld dolarów w złocie. Co jak co jednak, Chiny nie są znane ze swojej filantropii, a interesy z nimi są dobre, ale głównie dla Chin. Sprzedaż papierów wartościowych czy złota Chińczykom w sytuacji przymusowej musi odbyć się z bardzo dużą zniżką lub w zamian za lukratywne koncesje czy też innego rodzaju ustępstwa.

Uderzenie w eksport

Wreszcie, mamy do czynienia z również bezprecedensowym uderzeniem w rosyjski eksport. Żadną tajemnicą nie jest, że budżet rosyjski stoi eksportem ropy, produktów naftowych, gazu i węgla. Kiedy cena tych produktów, tak jak dzisiaj rośnie, budżet rosyjski może liczyć na deszcz dolarów. Nie można się też spodziewać natychmiastowego odcięcia zachodnich gospodarek od dostaw surowców od rosyjskiego niedźwiedzia. Proces ten jednak, jak się wydaje, już się rozpoczął. Polska jest tu liderem. Dzięki oddanemu w 2015 r. gazoportowi w Świnoujściu i gazociągowi Baltic pipe, który jest na ukończeniu, jeszcze w tym roku Polska uniezależni się od dostaw błękitnego paliwa z Rosji. Jak jednak ogłosili najważniejsi politycy Unii Europejskiej i Niemiec mają oni zamiar podążać polską drogą, czego najlepszym przykładem jest wstrzymanie (oby na dobre) wartego 11 mld dolarów gazociągu Nord Stream 2. Przestawienie gospodarek europejskich w taki sposób aby były niezależne od dostaw ze wschodu nie jest łatwe ani szybkie. Jednak jeżeli nastąpi, będzie procesem w zasadzie nieodwracalnym, który będzie drążył rosyjski budżet jak powolna acz śmiertelna choroba. Według danych Banku Rosji w 2020 roku eksport towarów tego kraju wyniósł 333,7 mld dolarów, z czego eksport ropy 72,6 mld dol., produktów naftowych 45,4 mld dol., gazu 25,7 mld dol., gazu skroplonego 6,7 mld dol. Tak więc łącznie eksport podstawowych surowców to 150,4 mld dolarów, czyli aż 45% całego rosyjskiego eksportu. Czy to dużo? Dla porównania, ta mała w porównaniu z Rosją Polska w 2020 r. eksportowała za 272,7 mld dolarów, czyli prawie dwa razy tyle co Rosja pozbawiona węglowodorów.          Oczywiście, powyższe sankcje są tylko niektórymi, choć dużymi, elementami puzzli izolacji rosyjskiej gospodarki. Już teraz, rosyjskie linie nie mogą latać do Europy, ale również do Ameryki Północnej. Sieci spożywcze masowo wycofują ze swojej oferty produkty rosyjskie i białoruskie. Koncerny naftowe jak BP i Shell ogłaszają zakończenie jakiejkolwiek współpracy z rosyjskimi gigantami. Francuzi i Anglicy zajmują aktywa rosyjskich oligarchów w centrum Londynu czy na lazurowym wybrzeżu. Adidas ogłosił zakończenie współpracy z piłkarską reprezentacją Rosji a związki sportowe na wyścigi ogłaszają wykluczenie rosyjskich sportowców z zawodów międzynarodowych. Poziom izolacji Rosji osiąga wręcz nieprawdopodobną skalę, wcześniej znaną jedynie wobec Korei Północnej czy Iranu.

Co to oznacza dla nas?

Czy sankcje wymierzone w Rosję dotkną również naszej gospodarki? Jesteśmy członkiem Unii Europejskiej i choć może trochę biedniejszym, to jednak jednym z przedstawicieli zachodu, tak więc w tym przypadku to Polska bierze udział w nakładaniu sankcji. Niestety jednak, światowe gospodarki są powiązane, a rynki nie lubią nerwowych czasów. Dla nikogo nie będzie zaskoczeniem, że w pierwszej kolejności wzrosną ceny paliw. Dziś tj. 2 marca, litr ON w hurcie podrożał o 30 groszy. Doliczając do ceny 8 proc. VAT będzie to już 6,30 zł (i to bez marży detalicznej). A gdyby VAT wynosił 23 proc. cena wyniosłaby już 7,17 zł za litr. Co więcej, ropa w sprzedaży detalicznej drożeje i tak szybciej aniżeli w hurcie albowiem tylko w ostatnim tygodniu był to wzrost o 29 proc..

Z kolei Ukraina to trzeci co do wielkości eksporter pszenicy na świecie, pokrywający 12 proc. światowego handlu tym zbożem. Wojna przerwie łańcuchy dostaw z tego kraju, sankcje zaś przynajmniej ograniczą eksport z Rosji. Na szczęście nie jesteśmy tak uzależnieni od tego problemu jak główni światowi importerzy, czyli Egipt czy Arabia Saudyjska. Jest to jednak już problem globalny, który wpłynie na ogólnoświatowy wzrost cen. Co zresztą wpisze się we wcześniejszą tendencję, albowiem pszenica w lutym ubiegłego roku kosztowała około 930 zł/t, w 2020 740 zł/t, a obecnie jest to już prawie 1250-1300 zł za tonę.

Na polskim rynku można się spodziewać również braków „rąk do pracy”, przynajmniej w niektórych branżach. Według różnych danych ponad  30 procent kierowców międzynarodowych w Polsce to obywatele Ukrainy. Wielu z nich zostawiło pracę w zasadzie z dnia na dzień, aby chronić swoje rodziny lub walczyć o swój kraj. Postawa oczywiście chwalebna, jednak jeżeli zauważyli Państwo w ostatnim czasie braki w swoim osiedlowym markecie, wydłużenie czasu dostaw do swoich warsztatów itp., to może być właśnie spowodowane tym, że brakuje kierowców.

Nie unikniemy również dalszego spadku wartości złotówki. A to oznacza wyższe raty kredytów frankowych i złotowych (w wyniku dalszego podnoszenia stóp procentowych), wzrostu czynszów w galeriach handlowych czy też droższego importu. Innymi słowy, problemy
z inflacją, o których już pisaliśmy kilkukrotnie w naszych artykułach będą narastać.

Niestety, wojna u naszych granic - jeden z największych kataklizmów, jakie mogą spotkać ludzkość - stała się faktem. A trudne czasy wymagają radykalnych posunięć. W tej trudnej chwili, Unia Europejska i USA zdecydowały się na radykalne kroki i de facto wypowiedziały putinowskiej Rosji wojnę gospodarczą. Jedyne co nam zostaje, to wziąć udział w tej wojnie, jednocześnie ponosząc jej koszty, mając zarazem cichą nadzieję, że zakończy się jak najszybciej, a my znów będziemy mogli czekać na „koniec historii” zapowiadany przez Fukuyamę.

Tekst: Jakub Świerczyński

Przegląd Oponiarski 3/198 (Marzec 2022)

drukuj  
Komentarze użytkowników (0)
Brak komentarzy. Bądź pierwszy - dodaj swój komentarz
Musisz być zalogowany aby dodać swój komentarz
Ogłoszenia
Brak ogłoszeń do wyświetlenia.
Zamów ogłoszenie

© Copyright 2024 Przegląd Oponiarski

Projektowanie stron Toruń