PASJONACI: "Maluchem" bokami

Pasjonaci są wśród nas

 

Z Mirosławem Jandułą, właścicielem serwisu ogumienia w Radomiu (woj. mazowieckie), umówiłem się nie w jego zakładzie, ale w mazurskiej wsi Nowe Guty nad największym polskim jeziorem Śniardwy. Kilkudziesięciu zapaleńców przyjechało na ściganie się po zamarzniętym jeziorze, na Winter Open 2013 zorganizowanym przez Automobilklub Mazurski z Mikołajek.

Temperatura sięgała minus 20, świeciło słońce, pokrywa lodowa była odpowiednia (Śniardwy mają w tym miejscu metr głębokości), ale M. Janduła był niepocieszony. Wszystko przez Subaru Legacy. Jadąc na Winter Open odebrali z Pawłem Żeromińskim auto w stolicy, gdzie w serwisie znanej firmie 4Turbo przechodziło gruntowną modernizację. Mieli jeździć Legacy na zmianę. Silnika nikt nie dotykał, nie było potrzeby, a właśnie on zawiódł. Legacy nie napędzało się, jeździło do 3500 obrotów i koniec. Ludzie z 4Turbo, obecni na imprezie, grzebali w Subaru, potem jeszcze załoga starała się coś zrobić w nocy w wynajętym garażu. Nic, nic, nic.

A przygotowali specjalne opony. Przyczepność na kolcu „radomskim” okazała się idealna - na lodzie było jak na mokrym asfalcie. Opona bieżnikowana, 240 półtoracentymetrowych kolców ze śrub, z nakrętkami i podkładkami, uszczelnienie silikonem 240 otworów w oponie. M. Janduła wykonał w swoim serwisie sześć takich opon.

Do amatorskich rajdów trafił w roku 2002. Są to konkursowe jazdy samochodowe (KJS), również z typowymi odcinkami specjalnymi. Czasem kilkanaście prób jednego dnia, można się namachać, ręce bolą.

- Pewnego dnia przyszedł kolega, poprosił żebym pojechał jako pilot - wspomina pan Mirosław. - Nie miałem zielonego pojęcia, pojechałem na prawym fotelu „Malucha”. Uczyłem się dyktować. Wciągnęło mnie to błyskawicznie, ta cała atmosfera. Potem pojechałem za kierownicą i okazało się, że to zdecydowanie lepiej.

Boczną szybą zabija się muchy

Rajdową bronią M. Janduły jest „Maluch”, czyli Polski Fiat 126p. Kiedyś 126p ścigały się regularnie w mistrzostwach Polski, Sobiesław Zasada przejechał poza konkurencją trasę Monte Carlo, ale teraz?

- Jest taka zabawa „Maluchem”, że to wręcz nie do opisania - zachwala radomianin. - Mogę to porównać tylko do czteronapędowego auta. Jest krótki, idzie się takimi bokami, że po prostu boczną szybą zabija się muchy. Jest frajda, od razu jest banan na twarzy, jak wyjdzie ładny, długi bok. Przód jest lekki i nie skręca, to auto jest zawsze podsterowne, wypluwa je. Ciężki silnik „900” z tyłu sprawia, że tym bardziej wypluwa. Więc „Maluchem” trzeba tylko bokiem, jego trzeba wrzucić w zakręt. Niektórzy mówią, „dlaczego ty nie jeździsz na okrągło, przecież na okrągło jest szybciej”. To proszę wsiąść do „Malucha” i pojechać na okrągło, a ja pojadę bokiem i zmierzymy czas, i zobaczymy. A wykonanie nawrotów jest szybsze niż większymi autami. Błyskawicznie się załatwia sprawę przy pomocy ręcznego. W „Maluchu” ręczny musi być sprawny.

Ale nie jest to zwykły „Maluch” 650. Ma silnik od Fiata Seicento 900, ponad 60 koni. Lekko rozwiercony wtrysk, jednopunktowy, przerobiona głowica. Wymieniona klawiatura z hydraulicznej na mechaniczną. Naprawdę żwawy i jedzie mocno. Wiele osób się zastanawia, dlaczego to auto jest tak mocne. Bo ktoś kiedyś wykonał solidną pracę.

- To auto nigdy nie było cywilne. Pierwszy właściciel na Górnym Śląsku od razu przebudował je do rajdów. Dlatego silnik ma takiego powera. Co tam dokładnie zrobił, to tylko on wie. Nigdy tego silnika nie rozbierałem.

M. Janduła nabył samochód od jednego z kolejnych właścicieli z okolic Wieliczki, który zamordował skrzynię biegów. Kupił za śmieszne pieniądze. A przecież wymiana skrzyni w „Maluchu” to jest 20 minut. Zaprzyjaźniony skup złomu wszystkie skrzynie od „Maluchów” odkłada na bok dla pana Mirosława. Zamienia sztukę zepsutą na sztukę dobrą. Generalnie skrzynia nie wytrzymuje długo współpracy z tak mocnym motorem. Biegi się mielą, najczęściej jedynka. Trzeba uważać, jak się operuje sprzęgłem. Jak się za szybko zrywa, lecą od razu zęby w skrzyni.

Do tego przerobione zawieszenie, amortyzatory Bilsteina. Sprężyna od Poloneza Trucka, przecięta na pół, bardzo dobrze sprawdza się z tyłu. Z przodu dokłada się jedno pióro do resoru, „przeklepuje” się go niżej i też zawieszenie się usztywnia. Wiele z „Maluchem” nie można powalczyć, ale to działa, trzyma się w zakrętach. Klatka bezpieczeństwa jest, choć w KJS-ach niewymagana. Profesjonalna, zbudowana przez Kałużę, zgodnie ze słynnym załącznikiem J, dotyczącym przeróbek w rajdowych maszynach.

Zobacz cały numer PO 3/101 (Marzec 2013)

drukuj  
Ogłoszenia
Brak ogłoszeń do wyświetlenia.
Zamów ogłoszenie

© Copyright 2025 Przegląd Oponiarski

Projektowanie stron Toruń