Kiedyś o przyszłości motoryzacji decydowały silniki, design czy cena. Dziś coraz częściej znaczenie ma tu geopolityka. Najnowszy kryzys wokół producenta chipów Nexperia ponownie pokazuje, że nawet najmniejszy półprzewodnik potrafi zatrzymać całą fabrykę samochodów.
Holenderska firma Nexperia, należąca do chińskiego koncernu Wingtech, od lat dostarcza branży motoryzacyjnej miliony niewielkich, ale absolutnie kluczowych układów elektronicznych. To właśnie one odpowiadają za działanie modułów sterowania silnikiem, czujników parkowania, systemów bezpieczeństwa czy oświetlenia LED. Dla przeciętnego kierowcy to niewidoczne detale, ale bez nich nie ruszy żaden nowoczesny samochód.
Pod koniec września holenderski rząd zdecydował się przejąć kontrolę nad Nexperią, tłumacząc to obawami o bezpieczeństwo technologiczne oraz ryzykiem transferu wrażliwych danych do Chin. To z kolei wywołało natychmiastową reakcję Pekinu, który zablokował eksport części komponentów wytwarzanych przez Nexperię w chińskich fabrykach. A że około 80 proc. chipów tej firmy powstaje właśnie tam - efekt był natychmiastowy: dostawy do Europy praktycznie stanęły.
Branża bije na alarm. Europejskie Stowarzyszenie Producentów Samochodów (ACEA) ostrzega, że jeśli sytuacja nie zostanie szybko rozwiązana, linie produkcyjne w wielu fabrykach mogą stanąć w ciągu kilku dni. Wystarczy brak jednego typu układu, by nie dało się zmontować całego modułu elektronicznego - a bez niego auto nie może opuścić taśmy. W sytuacji, w której pojedynczy radar do systemów wspomagania kierowcy potrzebuje setek tysięcy takich chipów tygodniowo, ryzyko jest ogromne.
Jak podkreślają eksperci, branża motoryzacyjna, którą znaliśmy sprzed pandemii COVID-19, to już przeszłość. Dziś funkcjonuje ona w zupełnie innej rzeczywistości.
- Geopolityka wchodzi do fabryk z taką samą siłą, z jaką wcześniej wchodziła automatyzacja czy elektromobilność. Branża motoryzacyjna musi dziś śledzić nie tylko ceny stali czy energii, ale też decyzje zapadające w Pekinie i Waszyngtonie. To nowa rzeczywistość, w której stabilność dostaw jest równie ważna jak innowacyjność produktu. To kolejna - i zapewne nie ostatnia - odsłona kryzysu z półprzewodnikami w roli głównej. W ostatnich latach motoryzacja zaliczyła tyle gwałtownych wiraży, że można by nimi obdzielić całe dekady z przeszłości. To już branża wysokiego ryzyka - mówi Tomasz Bęben, prezes zarządu Stowarzyszenia Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych (SDCM).
Problem w tym, że zastąpić Nexperię jest niezwykle trudno. Firma ma ponad 60-proc. udział w niektórych segmentach rynku, a jej komponenty są projektowane wspólnie z producentami samochodów pod konkretne zastosowania. Wymiana na inny model oznacza miesiące testów i certyfikacji - a tego czasu Europa nie ma.
Volkswagen, BMW i Bosch przyznają, że na razie produkcja nie została wstrzymana, ale wszyscy uważnie śledzą rozwój sytuacji. Mercedes-Benz i Stellantis również prowadzą analizy ryzyka i przygotowują scenariusze awaryjne. Jeśli jednak konflikt się przedłuży, trudno będzie uniknąć przestojów.
Nexperia to tylko jeden z wielu przypadków pokazujących, że bez własnej produkcji półprzewodników europejska gospodarka zawsze będzie zależna od globalnych napięć handlowych. Inicjatywy takie jak European Chips Act to krok w dobrym kierunku, ale na efekty trzeba będzie poczekać lata. Tymczasem fabryki potrzebują chipów teraz - nie w 2030 roku.
- Geopolityka czy sprawy związane z zakłóceniami w łańcuchach dostaw, w tym półprzewodników oraz ich wpływem na produkcję samochodów będą jednym z tematów poruszanych podczas XX Kongresu Przemysłu i Rynku Motoryzacyjnego. To znak, że branża coraz poważniej podchodzi do geopolityki jako integralnej części strategii produkcyjnej i logistycznej - dodaje Tomasz Bęben.
Źródło: SDCM