Z wizytą w firmie Beaty Rafalskiej w Toruniu

I w biurze, i w warsztacie

Gdybym zobaczył Beatę Rafalską na mieście, nigdy bym nie pomyślał, że pracuje fizycznie w serwisie ogumienia. Tak, pani Beata prowadzi firmę przy ul. Chrobrego 61 w Toruniu i bezpośrednio zajmuje się ogumieniem, pomaga również przy mechanice. Nierzadko w naszej branży kobiety zarządzają biurem, odpowiadają za papierkową robotę, od czego pani Beata zaczynała. Kilkakroć opisywaliśmy warsztaty zarządzane przez płeć piękną, ale ze stałą, fizyczną pracą szefowej spotykamy się bodajże pierwszy raz. Trzeba też dodać, że firma jest 100-procentowo rodzinna, bo jedyny pracownik to syn, Adrian Rafalski. Starsza córka, Agnieszka, mieszka we Francji i nie jest związana z naszą branżą.

- Tak, mówi do mnie „Becia”, ale jak czegoś ode mnie potrzebuje, to jestem „mamą” - śmieje się pani Beata. - Dogadujemy się bez problemów, bardzo dobrze się rozumiemy. Oboje mamy świadomość, że pracujemy dla siebie, na swoją przyszłość, że musimy zapewnić wysoką jakość, wtedy klienci będą wracali. Staramy się pracować na sto procent, najlepiej jak potrafimy.

Była drobna niepewność, co z klientami, gdy przed ponad dwoma laty Rafalscy przenosili się w Toruniu z ul. Legionów na ul. Chrobrego 61. W tamtej lokalizacji firma funkcjonowała ponad 20 lat, od roku 1998, kiedy zakładał ją nieżyjący już mąż pani Beaty (odszedł w 2019). Ale obawy okazały się absolutnie na wyrost, prawie wszyscy, jakieś 95 proc. zostali, a doszli jeszcze nowi. Ba, wielu kierowców cieszyło się, że mogą znów zajrzeć do pani Beaty i jej syna, w nowym miejscu. Rafalscy nie mają najmniejszego kłopotu w nawiązywaniu kontaktów, spędziłem przy Chrobrego 61 dwie godziny, a czułem się jakbym poznał ich dawno, a nie tego dnia. Takie podejście do innych, niewymuszone, autentyczne, to istotna sprawa w serwisie ogumienia, zwłaszcza niedużym.

Z McLarenem

Warunki na Chrobrego panują zdecydowanie lepsze, pod każdym względem. Na Legionów firma korzystała z wynajmowanego obiektu i pracowało się de facto na dworze, pod wiatą, na jednym stanowisku. Tutaj, na Chrobrego, wszystko jest własne, powstał elegancki pawilon mieszczący dwa stanowiska, skutecznie ogrzewane kominkiem. Obok hali mieści się biuro połączone
z poczekalnią.

- Może pomarańczowy kolor nie jest często spotykany w warsztatach, nie kojarzy się z motoryzacją, ale chciałam, żeby wystrój był bardziej ciepły. A McLaren na ścianie to przecież auto marzeń niejednego kierowcy - argumentuje B. Rafalska.

Do pracy ma parę kroków, po drugiej stronie działki stoi dom, przedwojenny, stuletni, gruntownie odremontowany. Taka bliska lokalizacja ma zalety i wady. Owszem, człowiek nie spóźnia się do pracy, ma wszystko pod kontrolą, ale z drugiej strony cały czas tę pracę widzi. Pani Beata wspomina też o… niskich przebiegach swego auta, kiedyś musiała więcej jeździć. A ponieważ jest to turbodiesel, cierpi na tym przede wszystkim filtr cząstek stałych. Niewykluczone, że za pewien czas zmieni samochód na benzynowy. Elektryk? Nie, za wcześnie. Sieć ładowania jest wciąż skromna w Polsce, więc nawet wyjazd nad Morze Bałtyckie musiałby dłużej trwać. Owszem, kilka wozów na baterie pojawiło się w serwisie, ale już sama ta skromna ilość wskazuje, że bardziej jako ciekawostka niż licząca się grupa. V8 to V8, to już podpowiedź pana Adriana.

Serwis nie należy do żadnej sieci. Nie jest więc zobowiązany do sprzedaży określonej puli opon z jakiegokolwiek koncernu, pod tym względem ma pełną dowolność. Rafalscy doradzają, pamiętając zarazem, że ostateczna decyzja należy do klienta - on płaci, on decyduje. I nie zawsze jest tak, że droga opona to najlepsza opona, dla każdego. Jako przykład właścicielka podaje Paxaro. Marka budżetowa, za to dobrej jakości, spełniająca życzenia wielu użytkowników i co równie ważne dla serwisu ogumienia - bez reklamacji. B. Rafalska chwali współpracę z hurtowniami Handlopex, Inter Cars, Arpol. Logistyka bez zarzutu, hurtownie znajdują się blisko. Zdarza się, że auto dopiero co zostało „rozebrane” na serwisie, a opony już są dowożone.

Po dobrym sezonie

Jednakże podstawowe rozmiary trzeba posiadać przed sezonem na miejscu. Podstawowe, czyli coraz częściej 17- i 18-calowe. „13” i „14” spotyka się doprawdy rzadko. - Kiedy ostatnio mieliśmy auto na „13”? - zastanawia się retorycznie pani Beata. Zimowy sezon ocenia jako co najmniej dobry, mimo że nie było dużo śniegu. Bo klienci wiedzą, że opony są zimowe, a nie „śniegowe”. Że w temperaturach poniżej +7 stopni liczy się przyczepność, że czasem tych kilku metrów może zabraknąć podczas hamowania, przed innym autem, a najgorzej jak przed pieszym. Gdy na dworze panuje chłód (niekoniecznie mrozy), letnie tracą swoje właściwości, a przecież samochody są coraz szybsze i coraz mocniejsze.

Klienci umawiają się, niektórzy telefonicznie, niektórzy osobiście. Przy samochodzie pracują oboje, czasem wystarcza 20 minut, ale rozsądnie jest umawiać kierowców co pół godziny. Gdy jest szczególny nawał pracy godziny otwarcia bywają wydłużane. Standardowo 9-17, w soboty 9-12, lecz niekiedy w dni powszednie robi się do 19. czy 20. W soboty warto mieć otwarte, wszak właśnie wtedy część właścicieli pojazdów znajduje czas na podjechanie do warsztatu.

- Lepiej zajmować się dużymi kołami niż mniejszymi - uważa B. Rafalska. - Może trudno to wytłumaczyć, ale przy większych robota zazwyczaj idzie sprawniej, łatwiej je wyważyć. Podobnie jest z felgami aluminiowymi i stalowymi. Przy stalowych trzeba zamocować kołpaki trytytkami, a nie zawsze jest to łatwe i szybkie.

Pewną grupę klientów tworzą fani driftu. A. Rafalski sam bawił się poślizgami. Wie, o co w tym chodzi. Trzeba np. naciągnąć oponę 7-calową na felgę 12-calową. Jak? Tylko kontrolowanym wybuchem środka zawierającego alkohol. Takie auta, często z zespawanym na amen tylnym mostem, są przygotowywane do driftu, nie do ruchu po drogach publicznych. Ba, w serwisie trzeba robić specjalne najazdy, żeby samochód można było podnieść.

- Ludzie pytają o wielosezonowe, sprzedajemy je, ale uważamy, że jest to megakompromis - A. Rafalski wraca do standardowej oferty. - Takie gumy kosztują więcej od sezonowych i szybciej się zużywają. Mieliśmy klientów, którzy już po półtorej roku przyjeżdżali je wymieniać. Jeżeli już całoroczne, to z wysokiej półki, takie jak Michelin Cross Climate 2, albo Bridgestone Weather Control A005.

Plus VAT

W przypadku zakupu opon obowiązują dwie ceny, czyli za towar i za usługę. Cennik wywieszony na ścianie biura zawiera kwoty netto. I tak przekładka do 16 cali kosztuje od 100 zł netto (od 123 zł brutto), przy większych średnicach od 140 zł (172,2 zł), przechowalnia od 100 zł (123 zł), naprawy opon od 50 zł (61,5 zł). Materiały naprawcze biorą z firm Anwa Tech i Tip-Topol.

Mechaniką zajmują się od zawsze, choć podczas sezonów skupiają się tylko na oponiarskich tematach. Olej i inne płyny eksploatacyjne, zawieszenia, hamulce, do tego obsługa i odgrzybianie klimatyzacji. A. Rafalski z żalem komentuje coraz gorszą jakość samochodów i nie tylko samochodów. Korozja powierzchniowa na podwoziu dwuletniego auta? Albo takie pomysły, jak pasek rozrządu pracujący w oleju czy oleje o niskiej lepkości z zaleceniem wymiany co 30 tys. km. Środek smarujący silnik trzeba zmieniać co 10 tys. km lub co rok, do tego płukanie i dodatek do oleju przy bardziej zużytych jednostkach. Tak to powinno wyglądać.

Tekst i zdjęcia: Jacek Dobkowski

Przegląd Oponiarski 3/220 (Marzec 2024)

drukuj  
Komentarze użytkowników (0)
Brak komentarzy. Bądź pierwszy - dodaj swój komentarz
Musisz być zalogowany aby dodać swój komentarz
Ogłoszenia
Brak ogłoszeń do wyświetlenia.
Zamów ogłoszenie

© Copyright 2024 Przegląd Oponiarski

Projektowanie stron Toruń