Nie poprzestajemy na tym, co już zrobiliśmy!

Tomasz Groehl, prezes firmy Latex w Opolu, w rozmawie ze Sławomirem Górzyńskim

- Jak firma Latex radzi sobie w czasach pandemii? Czy wirus miał wpływ na osiągane wyniki?

- Pandemia nie odbiła się na szczęście negatywnie na naszym przedsiębiorstwie. Owszem mieliśmy pewne przesunięcia w sprzedaży w marcu i kwietniu. Sezon wystartował później i rozłożył się w czasie. Jeżeli chodzi o sprzedaż opon nie miało to większego znaczenia. Zauważyliśmy ze względu na otoczenie gospodarcze mieliśmy większą dynamikę w sprzedaży internetowej. To nie dotyczy tylko opon, bowiem również w innych branżach także w tym czasie bardzo mocno zwiększyła się sprzedaż online.

- Wspomniałeś, że koronawirus utrudnił działalność firmy. Czy w związku z tym korzystaliście z jakichś rządowych programów pomocowych?

- Tak. Wystąpiliśmy o wsparcie w ramach programu 20-80. Mieliśmy spełnione kryterium spadku obrotów. W naszym przypadku dużego przedsiębiorstwa o 20 proc. skorygowaliśmy wynagrodzenia w dół, a od państwa przez trzy miesiące otrzymaliśmy 40 proc. dofinansowania do pozostałych 80 procent.

- Ile osób w tej chwili zatrudniacie, czy Covid-19 spowodował, że z częścią pracowników musieliście się rozstać, czy nie było takiej potrzeby?

- Obecnie zatrudniamy około 250 osób. Nie było takiej konieczności, aby zwalniać pracowników, ponieważ przystąpiliśmy do realizacji kilku nowych projektów. Te projekty spowodowały, że musieliśmy zatrudnić dodatkowych ludzi.

- Czy tak - jak to było w przypadku wielu firm - część załogi pracowało zdalnie?

- Tak, część osób pracowało w domach. Pandemia spowodowała, że liczba pracowników biurowych w zdecydowanej większości wypełniała obowiązki zawodowe, pracując zdalnie w domu. Niektórzy robią to do tej pory i wbrew naszym obawom nie odbiło się to negatywnie na efektywności pracy. Było to dla nas nowe doświadczenie. Wydawało się, że ten model pracy nie sprawdzi się, bo w domu pracuje się trudniej niż w biurze. Mimo wszystko funkcjonowało to całkiem dobrze. Nie było w tym okresie problemów związanych z przepustowością, nieodebranymi telefonami. Cały sezon wiosenno-letni przeszedł bez większych problemów, bez reklamacji. Ze względów bezpieczeństwa nadal stosujemy pracę rotacyjną. Są osoby, które część dni pracuje w domu a część w biurze.

- Jednym słowem dyscyplina pracy nie spadła?

- To dobrze świadczy o naszych ludziach i jestem im bardzo za to wdzięczny. Cieszę się, że mamy taki zespół.

- Jak oceniasz obecną sytuację rynku oponiarskiego w Polsce i Europie? Gdzie uderzenie pandemii w naszą branżę było mocniejsze i jakie są szanse na szybkie wyjście z kryzysu?

- W ostatnim półroczu widać duże zmiany w sprzedaży od producentów do hurtowni i z hurtowni do mniejszych dystrybutorów. Producenci przez covid ograniczyli produkcję. Fabryki głównych producentów nie pracowały przez miesiąc albo dłużej. Na pewno widać zachowania dystrybutorów, nie tylko hurtowni, ale też serwisów z przesuwaniem w czasie zakupów, nieufność co do zatowarowania. Sprzedaż - o czym wcześniej mówiłem - odbywa się normalnie, ale z pewnego rodzaju przesunięciem czasowym. Nie możemy  mówić, że pandemia miała jakiś negatywny wpływ na wielkość sprzedaży. Na koniec sezonu letniego mamy do czynienia ze zjawiskiem niskiego stanu zapasów w magazynach. Producenci dostarczali mniej opon, bo mniejsza była produkcja, dystrybutorzy natomiast wcale mniej nie sprzedawali niż normalnie. Stąd pustki w magazynach. Z tego co wiem w Europie pandemia miała największy wpływ na Włochy, Hiszpanię, Francję, czyli na kraje gdzie wystąpił radykalny lockdown. Tam na pewno sprzedaż w końcówce pierwszego i w drugim  kwartale była na niskim poziomie. Od czerwca zaś następowało odbicie. Podsumowując dodam, iż  na koniec roku rynek nie odrobi strat poniesionych w pierwszych miesiącach 2020. Na pewno - co jest bardzo odczuwalne - to znaczny spadek sprzedaży samochodów. Stracili praktycznie wszyscy dilerzy aut. Również ci, którzy sprowadzają pojazdy używane. Są to spadki dwucyfrowe. To nie jest kwestia tylko pandemii, ale wiąże się to z przepisami dotyczącymi ekologicznych rozwiązań w motoryzacji. W Europie coraz bardziej restrykcyjnie stawia się na auta bezemisyjne, czyli głównie elektryczne i hybrydowe. To zaś ma przełożenie na różnego rodzaju problemy związane z przestawieniem się producentów na te nowe zasady. Spowodowało to ograniczenia w ilości sprzedawanych modeli.

- À propos aut używanych. Tak czy siak średnia wieku takiego auta to 12 lat i więcej. Można ze smutkiem powiedzieć, że jesteśmy nadal złomowiskiem Europy.

- Tak to wygląda. Moim zdaniem może się nawet nasilić. U nas ekologiczny trend wejdzie z opóźnieniem. Na Zachodzie wymiana parku samochodowego ze spalinowych na elektryczne oraz hybrydowe już trwa i nabiera rozpędu. My natomiast nadal ściągamy spalinowe i to wiekowe. 

- Słyszałem jednak, że Twojej firmie ów kryzys raczej nie zaszkodził. Wręcz przeciwnie w ciągu ostatnich miesięcy firma się rozrosła. Wykupiłeś udziały m.in. w lubelskim Inbud-Faro, a i też mówiło się o krakowskim Auto-Gumie. Na ile te wieści są prawdziwe? Czy te wzrostowe działania miały na celu uczczenie 62. rocznicy założenia Lateksu (żart)?

- Część z tego co powiedziałeś to plotki. Mogę tylko potwierdzić, że przejęliśmy  udziały w lubelskim Inbud Faro. Chodziło o to, aby dzięki tej firmie zwiększyć zasięg i dystrybucję w regionach, gdzie Inbud ma znaczącą pozycję. Przejęliśmy tę spółkę, ponieważ ma ona także długą tradycję. Jest znana z handlu oponami i felgami. W związku z tym chcemy, aby spółka funkcjonowała nadal pod nazwą Inbud Faro. Naszym celem jest utrzymanie sprzedaży i dołożenie do tego od nas zaplecza logistycznego oraz know how, lepszego podejścia do rynku oraz sprawniejszego zarządzania. Mamy nadzieję, że ta spółka nabierze wiatru w żagle, będzie się rozwijać i stanie się jeszcze bardziej efektywna.

- Z tego co pamiętam, to Inbud Faro handlowało także częściami zamiennymi do samochodów dostawczych. Czy z tej części zrezygnowaliście?

- Zdecydowanie tak, ponieważ w tej dziedzinie nie mamy doświadczenia. Jestem zwolennikiem robienia tego na czym się znamy, a naszą domeną jest handel oponami i felgami. Temat części jest dla nas obcy. Wiemy jak daleko zaawansowany jest w tej dziedzinie rynek, więc postanowiliśmy tego kierunku nie rozwijać.

- W ostatnich miesiącach nastąpiła także zamiana magazynów. Oddaliście (sprzedaliście) te w Chorzowie i pozyskaliście bodajże w Rudzie Śląskiej. Dlaczego akurat tam?

- W Chorzowie mieliśmy 16 tys. metrów kwadratowych. Ponieważ kończyła nam się umowa, postanowiliśmy poszukać nowych hal magazynowych o większej powierzchni i potencjale. Udało nam się zawrzeć kontrakt z nowym operatorem w Rudzie Śląskiej. Są to magazyny o powierzchni 27 tys. metrów kw. wysokiego składowania.

- Faktycznie potrzebna Wam jest tak olbrzymia powierzchnia magazynowa?

- Tak. Coraz bardziej rynek rozwija się w kierunku rozdrobnienia rozmiarów oraz wielomarkowości. Cały czas mierzymy się z optymalizacją i posiadaniem na stoku odpowiedniego asortymentu. Biorąc pod uwagę, że sprzedaż nam rośnie chcemy też zareagować na tę sytuację. Naszym celem jest udrożnienie kwestii logistycznej i po pierwsze poprawa efektywności dostaw, a po drugie zwiększenie przepustowości w sezonie. Im mniej będziemy przyjmować dostaw w sezonie, tym więcej możemy sprzedawać.

- Nie lepszym pomysłem było poszukanie magazynu w okolicach Łodzi, żeby był on usytuowany bardziej centralnie. Z takiego miejsca byłoby Wam łatwiej operować na terenie całego kraju. Ruda Śląska wskazuje bardziej na południe Polski, może jeszcze naszych sąsiadów za granicą.

- Zgadza się. Jesteśmy na Śląsku bardzo mocno  ugruntowani. Poza tym coraz więcej sprzedajemy w Czechach. Południe i zachód Polski są obecnie bardzo dobrze skomunikowane więc naturalnym rozwiązaniem wydawało się znalezienie nowego magazynu w tym rejonie. To miejsce na pewno ma wiele atutów. Być może w przyszłości znajdziemy kolejny obiekt, hub, w centralnej Polsce z którego będziemy obsługiwali północ.

- Jak układa Ci się współpraca z producentami opon oraz innymi hurtowniami?

- Nie mogę narzekać na współpracę z producentami. Również mam dobre kontakty z firmami, z którymi na polskim rynku konkurujemy. Każdy walczy o swoje cele. W tej chwili rynek jest coraz bardziej transparentny. Wszystkie oferty są dostępne online. Jest coraz mniej „szumu informacyjnego”. Możemy świadomie wybierać partnerów handlowych, negocjować ceny produktów, marki, rozmiary. Te procesy odbywają się non stop. Możemy bazować na danych, które są aktualizowane z minuty na minutę.

- Handlopex ma własną markę o nazwie Paxaro, a Latex też będzie chciał mieć taką dedykowaną tylko dla siebie?

- Własnej marki na razie nie planujemy, ponieważ jesteśmy operatorem skupiającym się głównie na rynku polskim. Chęć budowania własnej marki wiąże się z bardzo wysokim minimum zakupowym. Żeby temu sprostać baza klientów musi obejmować także rynki zagraniczne. Ze względu na to nie zdecydowaliśmy się na taki krok. Skupiamy się na tym, aby wybierać produkty mające dobry stosunek ceny do jakości i dobrymi produktami przez nas wyselekcjonowanymi tworzyć wartość dla klienta.

- Oprócz działań hurtowych prowadzicie też kilka swoich serwisów, a z dużą liczbą praktycznie na terenie całego kraju współpracujecie. Co sądzisz o idei Certyfikatu Oponiarskiego zaproponowanego przez Polski Związek Przemysłu Oponiarskiego?

- Uważam, że to dobra inicjatywa. Każdy pomysł zmierzający do poprawy obsługi jakości klientów ma moje poparcie. Jeżeli jest organizacja, która potrafi tego typu akcję zorganizować, to tylko należy temu przyklasnąć. Jest to konkretna wartość dla klienta.  A poza tym informacja ta musi trafić do jak najszerszego grona opinii publicznej. Pytanie, jak zrobić z tego „serwisowy TUV”? To bardzo trudne zadanie, które  wiąże się z dużymi inwestycjami  i działaniami operacyjnymi  zarówno po stronie PZPO jak i serwisów. Jeśli organizatorowi udałoby  się osiągnąć rozpoznawalność tego znaczka to byłby wielki sukces.

- Czy zamierzasz propagować tę ideę w serwisach należących do Lateksu oraz warsztatach współpracujących z firmą?

- Skorzystaliśmy z tego faktu, że jeden z producentów zaproponował nam udział w tej akcji. Jeden z naszych serwisów przeszedł audyt, uzyskując Certyfikat PZPO. Cieszę się, bowiem  bez wielkich przygotowań warsztat ten spełnił kryteria i procedury do uzyskania certyfikatu na poziomie „wzorowym”.

- Gratuluję i zapytam, czy ten serwis obsługuje już większą liczbę klientów niż przed przejściem audytu?

- Jeszcze nie. To jest długi proces. Zdobycie gastronomicznej rekomendacji Michelin jest tylko potwierdzeniem jakości serwisu w danym momencie. Konsekwentne utrzymywanie takiego stanu prowadzi do napływu coraz większej ilości klientów. Audyt dał nam również możliwość sprawdzenia czy nasze wewnętrzne procedury były odpowiednie i zgodne z tym czego oczekiwali audytorzy certyfikatu PZPO. Dzięki temu mogliśmy skorygować  pewne niedociągnięcia.

- W kilku tekstach proponowaliśmy obniżenie kosztów funkcjonowania firm poprzez założenie na przykład instalacji fotowoltaicznej lub ładowarki do samochodów elektrycznych? Czy może zastanawiałeś się nad tego typu rozwiązaniami?

- Zaczynamy od tego, że chcemy być bardziej ekologiczni. Nie chcemy generować takiej ilości papieru, dlatego odchodzimy od fakturowania na papierze. Dokumenty wysyłane są drogą elektroniczną. Jeśli chodzi o kwestię fotowoltaiki, to rozważamy taką inwestycję w niedalekiej przyszłości. Zawsze jednak mamy sporo innych zadań,  ważniejszych dla nas, które związane są ze zmianami organizacyjnymi wynikającymi z ograniczonej przepustowości.

- Dziękuję za rozmowę.

drukuj  
Komentarze użytkowników (0)
Brak komentarzy. Bądź pierwszy - dodaj swój komentarz
Musisz być zalogowany aby dodać swój komentarz
Ogłoszenia
Brak ogłoszeń do wyświetlenia.
Zamów ogłoszenie

© Copyright 2024 Przegląd Oponiarski

Projektowanie stron Toruń