Działać rozważnie

Z Mirosławem Kowalskim, prezesem firmy JMK z Wolsztyna, rozmawia Sławomir Górzyński

- W jaki sposób epidemia zaburza pracę firmy? Czy wielu twoich ludzi pracuje zdalnie?

- Tam, gdzie to było możliwe pracownicy zostali wydelegowani do pracy zdalnej. Pozostała część załogi została podzielona na dwa niezależne zespoły, nie mające ze sobą styczności. Zespoły te pracują w tygodniowych zmianach. Poza tym wprowadziliśmy szereg wewnętrznych procedur, które mają zagwarantować, możliwie najwyższy poziom bezpieczeństwo naszym pracownikom oraz klientom. Bądźmy szczerzy, sytuacja ,w jakiej się znaleźliśmy jako społeczeństwo, jest dalece niestandardowa, wykraczająca poza funkcjonujące do tej pory procedury, co widać po działaniach każdej z firm niezależnie od branży. Obecnie, w ostatnich dniach marca, świadczymy wszystkie usługi. Dostarczamy opony do naszych klientów. Wszystkie nasze serwisy działają, bieżnikowania również.  W miejscach, gdzie kontakt z osobami z zewnątrz jest największy - czyli w serwisach - praktycznie całkowicie odizolowaliśmy pracownika od klienta, ograniczając ich kontakt do niezbędnego minimum. Pamiętajmy, że w obecnej sytuacji nasza branża jest dość istotną. Stanowi zabezpieczenie nie tylko dla naszych klientów, ale przed wszystkim wszelkiego rodzaju służb.

- W jaki sposób ta sytuacja może wpłynąć na branżę i całą gospodarkę?

- Cała globalna gospodarka ucierpi, pytanie tylko jak bardzo? W tej chwili nawet eksperci nie są w stanie oszacować strat, a liczby jakie podają potrafią się od siebie znacząco różnić. Teraz wszystko będzie zależało od czasu i obostrzeń wprowadzanych przez rządy poszczególnych państw. Jestem przekonany, że straty naszej branży nie będą takie jak w turystyce czy gastronomii. Natomiast wszędzie, niezależnie od branży największym wyzwaniem już teraz zaczyna być utrzymanie zatrudnienia. Wierzę, że wrócimy do normalności, gdzie obecny stan zatrudnienia będzie niezbędny. Z drugiej strony, jeżeli sytuacja utrzyma się kilka miesięcy, presja kosztowa będzie bardzo duża. Cały czas liczę, że w mojej firmie do dużych zwolnień nie dojdzie, tym bardziej, że na nasz zespół składają się bardzo merytoryczni i wykwalifikowanie pracownicy. Niestety, zwolnienia w innych zakładach stały się już faktem, co widać po ilości CV wpływających do nas w ostatnich dniach. Już teraz obserwujemy, że część fabryk produkujących opony zawiesza pracę lub ją ogranicza. Nie sądzę, żeby miało to wpływ na dostępność opon na rynku, do tej pory producenci borykali się bardziej
z nadpodażą. Nawet jeżeli fabryki miałyby nie produkować opon przez najbliższe dwa miesiące, pamiętajmy, że zapasy zaspokoją bieżące potrzeby. Większym problemem może być właśnie nadmiar opon związany ze stagnacją europejskiej gospodarki. Po przejściu epidemii popyt będzie się powoli odradzał. Producenci natomiast, co w jakiś sposób jest zrozumiałe, będą chcieli pozbyć się towaru ze swoich magazynów, często zachęcając do zakupów dodatkowymi „promocjami”. Może nie wszyscy, ale niestety obawiam się, że spora część producentów będzie miała problem, żeby oprzeć się pokusie wykorzystywania takich mechanizmów.

- Chcesz powiedzieć, że i tak nie najwyższy poziom marż uzyskiwanych na sprzedaży opon może się zmniejszyć?

- Obawiam się, że tak. Wszystko zależy od polityki sprzedażowej największych producentów. Jeżeli dystrybutorzy działający w branży nie mają wystarczającego zabezpieczenia finansowego i jednocześnie duże stany magazynowe, a do tego dołożymy „promocje” producentów, epidemia może przyczynić się do pogorszenia płynności. Skutek będzie taki, że na rynku pojawi się towar w dumpingowych cenach. A to z kolei wpłynie na destabilizację całej branży.

- Być może częściowym rozwiązaniem problemów będzie pakiet dla przedsiębiorców proponowany przez rząd?

- Trudno mi powiedzieć, jaki kształt będzie miała ostatecznie tarcza antykryzysowa proponowana przez rząd. Rozmawiamy w momencie, gdy ważą się jej losy. Wiemy tylko tyle, że mikroprzedsiębiorstwa mogą się spodziewać zwolnienia z opłacania składek ZUS. Jest to istotne wsparcie, niestety dotyczące niewielkiej części przedsiębiorstw w naszej branży. Pozostałe firmy na chwilę obecną nie mogą liczyć na jakąkolwiek realną pomoc. Przesunięcie spłat w czasie nie jest żadnym rozwiązaniem - należności, podatki, składki ZUS i tak będą musiały być zapłacone. Utrzymać zatrudnienie. To jest największe wyzwanie przed jakim stoi nie tylko branża oponiarska, ale wszyscy przedsiębiorcy, a przede wszystkim pracownicy. Jeżeli działania rządu nie będą szły w tym kierunku i nie będzie to realna pomoc, sytuacja całej polskiej gospodarki będzie fatalna po przejściu fali epidemii. Już sam fakt zwiększenia liczby bezrobotnych
o kilka procent spowoduje zdecydowane osłabienie wewnętrznego popytu w każdym sektorze. Jeżeli po epidemii gospodarka ruszy z możliwie taką samą liczbą osób zatrudnionych, dużo szybciej dojdziemy do poziomu sprzed kilku tygodni.

- Pozostaje nam mieć nadzieję, że rządzący postąpią rozważnie i odpowiedzialnie. Powspominajmy te dobre czasy - jaki był dla was rok 2019?

- Miniony rok zamknęliśmy wynikiem podobnym, i to z lekkim wzrostem w porównaniu do wyniku z 2018 roku. Według danych za rok 2019 sprzedaż opon na rynku krajowym spadła, tak więc jest się czym chwalić. Cele jakie sobie postawiliśmy na początku roku były co prawda bardziej ambitne, ale nie zapominajmy, że rok 2019 był rokiem pracownika. Nasze dane wskazują, że gdyby nie braki, z jakimi się borykaliśmy w tym obszarze, wynik byłby jeszcze lepszy.

- Czego konkretnie dotyczyły te kłopoty?

- Nie nazywałbym tego kłopotami, tylko szansą utraconą. Zapotrzebowanie na produkty i usługi było na tyle duże, że gdybyśmy mieli większą ilość pracowników w naszych serwisach oraz magazynie centralnym wynik byłby jeszcze lepszy. Braki kadrowe oraz dużą rotację niwelowaliśmy podnoszeniem cen usług w serwisach. To z kolei przy najwyższej od lat inflacji okazało się być akceptowalne przez naszych klientów. Obawiam się, że serwisy które nie zdecydowały się na ten krok przed epidemią, mogą mieć teraz większe problemy finansowe.

- Może się okazać, że za chwilę nie będzie potrzebnych tylu pracowników w serwisie ze względu na rosnący udział opon wielosezonowych. Średnia dla Polski wynosi obecnie 15 proc. udziału. Jak to wygląda w twojej firmie? Niektóre źródła podają że na koniec 2020 będzie to już 20 procent.

- Opona wielosezonowa jest traktowana przede wszystkim jako substytut do opony zimowej, dlatego największy jej udział w sprzedaży jest w drugiej części roku. W minionym roku udział opony całorocznej w naszej sprzedaży był zbliżony do średniej krajowej. Uzyskanie poziomu 20 proc. na koniec tego roku nie jest wykluczone. Taki jest rynek i potrzeby zakupowe klientów. Każdy właściciel serwisu zdaje sobie sprawę, że lepiej jest zachęcać klienta do zakupu dwóch kompletów. Pamiętajmy też, że opony wielosezonowe zużywają się tak samo szybko jak opony zimowe lub letnie, albo nawet szybciej. Sam fakt, że producenci mając na myśli opony całoroczne, mówią już o oponach letnich z homologacją zimową powoduje że kierowcy podróżujący dużo, jeżdżący zimą w góry, ci bardziej odpowiedzialni zdecydują się na dwa komplety. Nie zmienia to jednak faktu, że otoczenie i potrzeby klientów ulegają ciągłym zmianom, a naszą rolą - jako przedsiębiorców - jest dostosowanie do zmieniającej rzeczywistości. Producenci i dystrybutorzy powinni mieć w ofercie produkt, a właściciel serwisu sprzedając go klientowi ostatecznemu, powinien wytłumaczyć mu ograniczenia takiej opony.

- Kolejną przyczyną trudności na polskim rynku był chyba nadmiar opon? Płynęły one do nas różnymi kanałami.

- Obecny kryzys spowoduje, że opon będzie naprawdę dużo, pomimo przestojów części fabryk. To z czym borykaliśmy się do tej pory wynika przede wszystkim z polityki cenowej prowadzonej przez część producentów, a właściwie braku polityki sprzedaży traktującej Europę jako jeden wspólny rynek. Nie można też udawać, że nie widzi się przepływu opon pomiędzy dystrybutorami z różnych krajów. I nie mam tu na myśli pojedynczych transakcji, ale regularne całosamochodowe transporty. Nie dziwi mnie, że branża z tego korzysta, ponieważ rolą każdego z nas jest generowanie jak najwyższych zysków.

 - Jak w tej sytuacji odnajduje się bieżnikowanie opon. Mówi się, że z początkiem roku był problem z dostępem do karkasów ze względu na wymogi dotyczące ochrony środowiska.

- Była to dość paradoksalna sytuacja, ponieważ zmiany miały przyczynić się docelowo do ochrony środowiska, a w jakimś stopniu utrudniły pracę bieżnikowni. W czym rzecz!? Spora część przedsiębiorców, głównie firm transportowych w pierwszych miesiącach tego roku nie dysponowała tzw. numerem BDO. W konsekwencji nie mogliśmy im świadczyć usługi bieżnikowania, ponieważ nie było możliwości przekazania nam karkasów. Podobnie w sytuacji zakupu karkasów - bez numeru BDO nie było to możliwe. 

- Trend spadkowy w sprzedaży opon bieżnikowanych został zatrzymany. Ale czy sprzedaż tych opon rośnie?

- Tak, powoli ale systematycznie sprzedaż bieżnikowanych opon ciężarowych rośnie. Załamanie, jakie miało miejsce kilka lat temu spowodowało, że na rynku pojawiło się bardzo dużo karkasów wysokiej jakości i ten trend utrzymuje się do dzisiaj. Praktycznie nie musimy już importować ich z zagranicy. Dzięki temu nasze produkty mogą być jeszcze lepsze. Systematycznie rośnie też świadomość klientów, właścicieli flot, którzy chętniej decydują się na bieżnikowanie swoich karkasów.

- Czy w tej sytuacji planujesz ponowne uruchomienie zakładu bieżnikowania w Bielsko-Białej?

- Na obecną chwilę nie ma jeszcze takiej konieczności. Mamy możliwość zwiększenia produkcji opon bieżnikowanych w Wolsztynie i obecnie skupiamy się na dalszym rozwoju tego zakładu.

- W Wolsztynie bieżnikujecie również opony OTR. Jaka jest sytuacja tego segmentu opon bieżnikowanych?

- Bieżnikowanie opon przemysłowych w ostatnim czasie zyskuje coraz większą popularność czego doświadczamy w ilości zleceń. Obecnie prowadzimy analizy nad poszerzeniem rozmiarów OTR, które można by bieżnikować. W tym przypadku zmiany w przepisach oraz problemy z utylizacją tak dużych opon - w tym duże opłaty z tym związane - bez wątpienia przyczyniły się do wzrostu zainteresowania usługą bieżnikowania opon przemysłowych oraz dostępem do karkasów.

- Jak wygląda sprawa certyfikatu oponiarskiego, czy w waszej sieci Opony Express były zgłoszenia chętnych?

- Uczestniczyliśmy w spotkaniach organizowanych przez PZPO oraz TÜV. Udziałowcy podeszli do tego zachowawczo. Mamy w naszej sieci wewnętrzne procedury i kryteria. Znacząca część wytycznych ustalonych przez PZPO pokrywa się z naszymi. Na razie wszyscy bardziej się przyglądają i czekają na dalsze wydarzenia związane z Certyfikatem.

- Napisałem w jednym z felietonów, że wielu właścicieli za bardzo się spina i od razu aspiruje do poziomu wzorowego lub bardzo dobrego. Można przecież zacząć od poziomu „dobrego”. A potem, jak wyjdzie, przejść na wyższą półkę…

- Dokładnie, tu się zgadzamy. Jak wspomniałem przeanalizowaliśmy wymogi certyfikacji i praktycznie każdy z serwisów naszej sieci Opony Express bez większych przygotowań uzyskałby poziom dobry, prawie połowa mogłaby aspirować do bardzo dobrego, a kilka wzorowego. W jakimś stopniu jesteśmy przygotowani na wdrożenie, czekając na rozwój sytuacji, szczególnie teraz po epidemii.

- Uważam, że pomimo pierwotnych kłopotów i wątpliwości idea certyfikatu oponiarskiego PZPO przekona większą liczbę właścicieli serwisów. Stanie się także dla klientów odpowiednią przesłanką do wybierania takich punktów.

- Życzę PZPO, aby ich inicjatywa się powiodła. Teraz jednak sugerowałbym, aby PZPO skupiło się na problemach z jakimi będzie się borykać nasza branża po epidemii. Certyfikat może się okazać ostatnią rzeczą, o której będą myśleć właściciele serwisów ogumienia.

- Dziękuję za rozmowę.

- Dziękuję i życzę wszystkim dużo zdrowia.

drukuj  
Komentarze użytkowników (0)
Brak komentarzy. Bądź pierwszy - dodaj swój komentarz
Musisz być zalogowany aby dodać swój komentarz
Ogłoszenia
Brak ogłoszeń do wyświetlenia.
Zamów ogłoszenie

© Copyright 2024 Przegląd Oponiarski

Projektowanie stron Toruń