Gdyby za każdym razem, gdy hasło „pojazd elektryczny / elektromobilność” pada w mediach, na polskich drogach pojawiał się kolejny pojazd elektryczny, milion elektryków osiągnęlibyśmy pewnie już w 2020 r. Na razie mamy ich niecałe 4 tysiące. Jeśli liczyć hybrydy typu plug-in - trochę powyżej 6 tysięcy. Licznik tyka, do miliona daleko i to nie tylko w perspektywie 2025 r.
Według urealnionego licznika brakuje tylko 296 tysięcy
Rynek weryfikuje - tyle można powiedzieć po trzech latach intensywnych dyskusji nad tym czy elektromobilność ma szansę powodzenia w Polsce. Jak na razie elektryków sprzedano w Polsce jak na lekarstwo, a kupują je przeważnie firmy flotowe. Nic dziwnego. Cena takich pojazdów zaczyna się od około 120 tysięcy złotych i mowa tutaj nie o pojazdach z wyższej półki, a zwykłych miejskich autach kompaktowych z podstawowym wyposażeniem. Powiedzmy sobie szczerze, przeciętnego Kowalskiego nie stać na pojazd elektryczny. Pokazują to statystki i średnia cena jaką płaci za używany pojazd zza granicy przeciętny Polak (około 20 tysięcy złotych). Mimo rządowej dopłaty w maksymalnej wysokości - 37500 złotych, i tak w najbardziej optymistycznym przypadku osoba prywatna musi dopłacić do elektryka dalsze 70 proc. jego wartości czyli około 90 tysięcy złotych.
Problemem jest także infrastruktura. Stacji ładowania jest w Polsce niewiele ponad 700. Z zapowiadanego na 2025 r. miliona elektryków robi się już powoli 300 tysięcy, a i to jest wariant bardzo optymistyczny. Patrząc na tempo wzrostu liczby pojazdów elektrycznych w Polsce nie ma co liczyć, że liczba ta zostanie osiągnięta.
Alfred Franke, prezes Stowarzyszenia Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych podkreśla, że elektromobilność ma szansę w Polsce na większą skalę jedynie w transporcie publicznym. Potwierdza to zaprezentowany niedawno raport „Analiza stanu rozwoju oraz aktualnych trendów rozwojowych w obszarze elektromobilności w Polsce”. Dodaje, że na razie wciąż jest zbyt wiele barier by zwiększyć popularność „elektryków” w naszym kraju.
BMW 530e Sedan, (fot. BMW)
Żartownisie wskazują, że gdyby do miliona liczyć coraz popularniejsze hulajnogi elektryczne to cel byłby bardziej realny do spełnienia. Raport, zaprezentowany w Ministerstwie Przedsiębiorczości i Technologii, określa proces elektryfikacji transportu drogowego jako znajdujący się „na wstępnym etapie rozwoju”. Również szanse na wdrożenie do produkcji polskiego samochodu elektrycznego raport określa jako „raczej niewielkie”.
Czysty klimat - rozwiązań jest wiele
Dyskusja nad elektromobilnością nie rozpoczęłaby się zapewne, gdyby nie zaufanie jakie zawiedli producenci pojazdów i zauważalne (niekorzystne) zmiany klimatu. Obecnie w cieniu afery Dieselgate pojazdy traktuje się zerojedynkowo. Te z tradycyjnym napędem są złe, z kolei te elektryczne są dobre, niezależnie od wątpliwości co do ich faktycznego wpływu na środowisko, a tutaj pojawia się coraz więcej opinii negujących ich zerowy ślad węglowy. Badania wykazują nawet, że jest on porównywalny ze śladem jaki zostawiają pojazdy z napędem konwencjonalnym.
Oczywiście samochody elektryczne pomogą w oczyszczaniu powietrza w miastach - przeniosą emisję w inne miejsca, gdzie produkowana jest energia elektryczna czy też baterie. Ale to nie powstrzyma topnienia lodowców. Zatem odpowiedź na pytanie jednak czy z punktu widzenia klimatu ma to znaczenie jest oczywista.
Eksperci motoryzacyjni wskazują, że nie powinno być jednej drogi jaką można dojść do niskoemisyjnego transportu. Nie tylko elektromobilność, ale też inne technologie odegrają rolę w walce o klimat, choć z pewnością wymagają one jeszcze wielu prac nad ich ulepszaniem. Przedyskutowania wymaga też np. recykling baterii - już obecnie słyszy się głosy, że surowców do ich produkcji zabraknie. Być może pomóc mogą pojazdy napędzane wodorem, szczególnie w Polsce, która ma ogromne moce produkcyjne w tym zakresie, LNG/CNG i hybrydowe, a także konwencjonalne napędy. W tym miejscu, w którym się znajdujemy trudno wskazać, jeden dominujący w przyszłości napęd.
(ik)
Źródło: SDCM