2019-05-06

Pomoc potrzebna zaraz

Po pożarze serwisu BestDrive Thart. To mógł być każdy z nas…

 

Redakcja „Przeglądu Oponiarskiego”, Continental Opony Polska i członkowie BestDrive zwracają się z apelem o pomoc w odbudowie wrocławskiego serwisu, tak okrutnie doświadczonego przez niszczycielski ogień. Pokażmy branżową solidarność w obliczu nieszczęścia, które niespodziewanie dotknęło jednego z nas. Nie pozostawiajmy bez nadziei przedsiębiorcy, któremu w ciągu niecałych 30 lat działalności biznesowej, dwukrotnie, jakże boleśnie, dane było odczuć katastrofalne skutki działania straszliwych żywiołów.

Utworzono specjalny rachunek - subkonto celem rozliczenia finansowania odbudowy hali warsztatowej serwisu ze środków darczyńców.

Numer rachunku:
76 1090 1522 0000 0001 4169 9104

Wpłaty z dopiskiem:
dar na odbudowę THART

 

Dwa lata temu, w numerze czerwcowym Przeglądu Oponiarskiego prezentowaliśmy firmę Thart z Wrocławia, która dołączyła do sieci BestDrive. Teodor Hajdaczuk, właściciel serwisu, jest osobą związaną z branżą od blisko 30 lat, prowadzi rodzinną firmę z tradycjami. Na początku 2017 roku obiekt został gruntownie zmodernizowany, doposażony w nowoczesne maszyny, zyskał także nową, atrakcyjną elewację w barwach BestDrive. Było to dokładnie widać na zdjęciach ilustrujących czerwcowy tekst.

Przypomnijmy jego fragment. „W Biurze Obsługi Klienta znajdują się wygodne kanapy i fotele. Można tutaj napić się dobrej kawy i obejrzeć np. program informacyjny w telewizorze. Pomyślano także o dzieciach. To z myślą o nich przygotowano atrakcyjnie wyposażony kącik do zabawy. Jest tam m.in. ściana pokryta specjalną farbą o właściwościach… szkolnej tablicy, a do tego różnokolorowa kreda. BOK od hali serwisowej oddziela przestronna szyba, więc łatwo dostrzec, na jakim etapie są prace związane z konkretnym autem.”

Dzisiaj w BOK nie ma już szyby, bo nie ma też przestronnej, nowocześnie wyposażonej hali serwisowej. To co się nie spaliło zostało rozebrane decyzją inspektora Nadzoru Budowlanego. Kawa z ekspresu, który przetrwał pożar nie nadawała się do picia. Na ścianie pełniącej rolę szkolnej tablicy - dzieci już nic nie narysują. Wygodne kanapy i fotele, które pokryły się centymetrową warstwą sadzy musiały zostać poddane renowacji. Telewizora nie zastąpiono nowym, bo były pilniejsze wydatki. Specjalistyczna firma, aż cztery dni pracowała w specjalnych kombinezonach i maskach, aby pozbyć się czarnej, smolistej sadzy, która nie oszczędziła żadnego zakątka poczekalni.

Pożar

To był słoneczny, wyjątkowo ciepły jak na tę porę roku, poniedziałek 26 marca 2018 roku. Kilka minut brakowało do godziny 10, gdy system czujników p.poż. i monitoring jednocześnie zaalarmowały pracowników, że w serwisie dzieje się coś złego! Kiedy przyjechały pierwsze jednostki straży, ogień w części magazynowej serwisu trawił już dziesiątki nowych opon, palił się olej silnikowy: ten w małych plastikowych pojemnikach, ale także - o zgrozo - w 200 litrowych beczkach! Do tego części i akcesoria motoryzacyjne. Jakby nieszczęść było mało w temperaturze 1000 stopni C stopiły się przewody ze sprężonym powietrzem z dwóch instalacji przebiegających przez magazyny. Uwolnione powietrze pod ciśnieniem skutecznie podsycało ogień.

Strażacy walczyli z ogniem podając środek gaśniczy, a w tym samym czasie pracownicy serwisu, nie tracąc zimnej krwi, ratowali mienie klientów. Życie nieustannie pisze nam scenariusze. Głównie te trudne. Nie inaczej było teraz. Na trzech podnośnikach obsługiwano  trzy samochody i wszystkie miały odkręcone koła. Dlatego to co działo się w tym czasie w serwisie Thart można porównać jedynie z obrazami oglądanymi w PIT STOP-ie na torach Formuły 1. Błyskawiczna praca mechaników i ewakuacja aut w bezpieczne miejsce. Gorzej było z serwisowym wózkiem widłowym, którym zajęto się na końcu. Nie udało się go uratować. Żywioł okazał się silniejszy. Warto w tym miejscu wspomnieć, że spontaniczną akcją ratowniczą w serwisie, podjętą przez pracowników kierował jeden z nich, były strażak z OSP. Jego doświadczenie okazało się bezcenne.

Nie będziemy epatować Czytelników opisem strat m.in. setek fabrycznie nowych opon czy też nowoczesnego wyposażenia w technologii 3 D. Nie opiszemy momentami chaotycznej akcji ratowniczej w wykonaniu strażaków i policjantów, których tak wielkie pożary czasem przerastają. Napiszemy tylko, że ogromnych rozmiarów chmura czarnego, gęstego dymu (co widać na zamieszczonym zdjęciu) była długo widoczna osobom znajdującym się w tym czasie na odległym o 6 km wrocławskim rynku. Zaniepokojeni mieszkańcy stolicy Dolnego Śląska dzwonili na numer alarmowy 112 pytając czy są bezpieczni i gdzie jest ta katastrofa! Pożar opanowano dopiero po 9 godzinach zmagań ze straszliwym żywiołem. W kulminacyjnym momencie akcji uczestniczyło w niej aż 21 jednostek straży pożarnej. Do tego radiowozy policyjne, ambulans pogotowia ratunkowego (jako zabezpieczenie akcji), pogotowie gazowe i energetyczne. Jeden samochód gaśniczy został na posterunku do rana monitorując pogorzelisko.

Powódź

Akt notarialny kupna obiektu przy ulicy Popielskiego 7 (siedziba firmy Thart) został podpisany 26 czerwca 1997 roku. Po latach wynajmowania warsztatów Teodor Hajdaczuk wreszcie był na swoim. Jednak nie dane mu było zbyt długo cieszyć się tą sytuacją. Dwa tygodnie później był już lipiec 1997 roku, który zapisał się we współczesnej historii Polski jako mroczny czas powodzi stulecia!

To była, wolna od pracy, sobota 12 lipca. Żywioł pod postacią wielkiej wody przyszedł znienacka i nie dał cienia szansy na obronę. Przy bramie wjazdowej na teren firmy woda miała głębokość 180 cm! Opony wypływały z magazynu i porywał je powodziowy nurt. Zniszczeniu uległo niemal całe wyposażenie serwisu.  Ze względów bezpieczeństwa energetycy odłączyli prąd.

Wielka woda w tej części miasta utrzymywała się wyjątkowo długo. Dopiero kiedy zaczęły pracować wysokowydajne pompy z Holandii - mętna, cuchnąca woda zaczęła opadać. Jednak cóż z tego, że woda odeszła w połowie sierpnia, kiedy dopiero pod koniec września wznowiono dostawę prądu. Serwis Thart nie mógł pracować przez blisko 70 dni. Klienci odeszli. Maszyny nadawały się na złom. Na wszystkich oponach została pamiątka w postaci białego nalotu, który nie dawał się niczym usunąć. Teodor Hajdaczuk został bez środków do pracy, bez klientów ale za to z licznymi ratami kredytowymi. Owszem dostał pomoc. Dokładnie 11 tys. zł zwrotnej pożyczki na płace dla pracowników. Z kolan podnosił się jeszcze przez cały, długi rok!

Odszkodowanie po pożarze

To będzie najczarniejszy fragment tej opowieści. Od marca do lipca 2018 roku trwało postępowanie odszkodowawcze. A potem w ramach „pomocy” poszkodowanemu, dla którego każda złotówka była cenna, musiał on oddać: ubezpieczycielowi, kancelarii prawnej i fiskusowi (naprawdę trudno w to uwierzyć) łącznie 536 tys. zł!!! Na tę sumę złożyło się: honorarium dla prawnika reprezentującego poszkodowanego w kontaktach z ubezpieczycielem (gdyby nie został wynajęty przez właściciela serwisu - odszkodowanie byłoby jeszcze mniejsze), a do tego 10 proc. sumy odszkodowania wróciło do kieszeni ubezpieczyciela tytułem opłaty likwidacyjnej. Resztę stanowił podatek dla fiskusa, gdyż odszkodowanie jest traktowane jako przychód firmy podlegający opodatkowaniu.

To chyba najtrudniej zrozumieć. Byłeś ubezpieczony. Spaliła ci się firma. Otrzymujesz należne odszkodowanie, aby odbudować miejsce pracy. Wtedy do akcji wkracza urząd skarbowy i lekką ręką sięga po pieniądze z odszkodowania. Władzy zupełnie nie interesuje, jak poszkodowany poradzi sobie w nieszczęściu. Tak było w przypadku Teodora Hajdaczuka. Teoretycznie otrzymał odszkodowanie, które powinno umożliwić odbudowanie biznesu, ale już na dzień dobry, w majestacie prawa, zmuszony był oddać ponad pół miliona złotych!!! To niewyobrażalne, ale prawdziwe…

Dzisiaj najtańsza oferta na odbudowę mniejszego serwisu niż ten spalony opiewa na kwotę półtora miliona zł. Za te pieniądze wykonawca oferuje jedynie stan tzw. deweloperski, czyli do wykończenia, gdzie same tynki będą kosztować dodatkowo 200 tys. zł. A gdzie wszystkie instalacje, a wyposażenie serwisu. Jakim sposobem sfinansować pozostałe inwestycje niezbędne dla prawidłowego funkcjonowania serwisu. Za co odkupić spalony wózek widłowy?

Apel

W opisanej, niezwykle dramatycznej sytuacji, może znaleźć się - z dnia na dzień - każdy przedsiębiorca. To mógł być jeden z nas. Dlatego też właściciele serwisów BestDrive już zadeklarowali wsparcie finansowe w wysokości 60.000 zl. Zarząd Continental Opony Polska podjął decyzję o pomocy finansowej w odbudowie serwisu Thart. Na jednym z posiedzeń Polskiego Związku Przemysłu Oponiarskiego, niezwykle trudną sytuację firmy Teodora Hajdaczuka przedstawił Dariusz Wójcik, dyrektor generalny COP, stąd pomoc zadeklarowali również członkowie PZPO.

Redakcja „Przeglądu Oponiarskiego”, Continental Opony Polska i członkowie BestDrive zwracają się z apelem o pomoc w odbudowie wrocławskiego serwisu, tak okrutnie doświadczonego przez niszczycielski ogień. Pokażmy branżową solidarność w obliczu nieszczęścia, które niespodziewanie dotknęło jednego z nas. Nie pozostawiajmy bez nadziei przedsiębiorcy, któremu w ciągu niecałych 30 lat działalności biznesowej, dwukrotnie, jakże boleśnie, dane było odczuć katastrofalne skutki działania straszliwych żywiołów.

Utworzono specjalny rachunek - subkonto celem rozliczenia finansowania odbudowy hali warsztatowej serwisu ze środków darczyńców.

Numer rachunku:
76 1090 1522 0000 0001 4169 9104

Wpłaty z dopiskiem:
dar na odbudowę THART

W rozmowie z „Przeglądem Oponiarskim” wzruszony Teodor Hajdaczuk serdecznie podziękował za branżową inicjatywę pomocy i jednocześnie zobowiązał się, po zakończeniu odbudowy hali warsztatowej serwisu Thart, do opublikowania szczegółowego rozliczenia uzyskanych środków finansowych od darczyńców w zestawieniu z wydatkami przeznaczonymi na odbudowę spalonej hali warsztatowej.

Tekst: (kż)

Fot. archiwum THART

drukuj  
Komentarze użytkowników (0)
Brak komentarzy. Bądź pierwszy - dodaj swój komentarz
Musisz być zalogowany aby dodać swój komentarz
Ogłoszenia
Brak ogłoszeń do wyświetlenia.
Zamów ogłoszenie

© Copyright 2024 Przegląd Oponiarski

Projektowanie stron Toruń