Jan Swacha jest znaną osobą w naszej branży, ale w innych kręgach bywa kojarzony bardziej z szachami. Prowadzi w województwie lubelskim trzy serwisy. Jeden oponiarski w Janowie Lubelskim przy ul. Okopowej 9, mechaniczny wraz z podstawową stacją kontroli pojazdów w Janowie przy ul. Wałowej 40B oraz oponiarski w Panieńszczyźnie pod Lublinem. Zakład Usługowo-Handlowy Auto-Wulkanizacja jest udziałowcem sieci POP, Partner Opony Polska. W szachy J. Swacha gra od młodzieńczych lat, organizuje turnieje w Janowie Lubelskim, pasjonuje się tym na całego.
Zaczynał dopiero w szkole średniej. Uczył się w technikum rolniczym w Zamościu, mieszkał w internacie. Szkoła nie miała sali gimnastycznej, to ważna informacja. Pewnego razu, gdy pogoda była zbyt kiepska, żeby ćwiczyć na dworze, wuefista zaproponował szachy. Na początku młody Jan traktował to jako urozmaicenie, ale szybko wciągnął się i zaczął coraz częściej grywać, zwłaszcza z dwoma kolegami z internatu.
- Zostałem nawet mistrzem juniorów w powiecie, w Zamościu - wspomina pan Jan. - Po studiach na Akademii Rolniczej w Lublinie grałem coraz rzadziej. Wiadomo, rodzina, praca, a od 1984 roku budowanie własnej firmy.
Udany powrót
Drugi raz szachy pojawiły się w jego życiu w 2002 roku. Wyszedł ze szpitala, był to powrót nie tylko do zdrowia, ale również do gry. Tym razem postanowił zaangażować się również z innej strony. Działał w SK-S Pegaz, czyli Stowarzyszeniu Kulturalno-Sportowym, obecnie w sekcji szachowej w Janowskim Ośrodku Kultury. Organizuje zajęcia dla dzieci w ferie, a przede wszystkim turnieje. Takie zawody cieszą się naprawdę dużym powodzeniem, 100 i więcej uczestników to nic nowego w Janowie.
Oczywiście każdy z każdym nie może grać, nie ma zresztą takiej potrzeby. Szachiści są dzieleni według wieku, dzieci do 10 lat walczą w swoim gronie. Pozostali zostają uszeregowani według punktów w rankingu FIDE, Międzynarodowej Federacji Szachowej. Często stosuje się tzw. system szwajcarski, zawodnicy tworzą na początek dwie grupy, lepszych i gorszych w rankingu. Pierwszy z lepszej grupy siada do szachownicy z pierwszym z gorszej, drugi z drugim i tak dalej. Potem zwycięzcy są ustawiani w dwóch grupach, przegrani tak samo i wszystko się w kółko powtarza. Niewątpliwą zaletą jest to, że przegrana na inaugurację nie eliminuje, jak w systemie pucharowym, że wszyscy walczą do ostatniej rundy. Kojarzenie zawodników w dalszych fazach turnieju bywa dość skomplikowane, ale od czego komputery i odpowiednie programy?
Zawsze z zegarem
J. Swacha wyjaśnia, że partia może toczyć się w różnym czasie. Jeżeli obaj zawodnicy mają na wszystkie ruchy po 15 minut, czyli łącznie pół godziny, są to szachy szybkie. Gdy razem do 10 minut - błyskawiczne. Nieodłącznym obrazkiem na szachowym stoliku jest zegar. Zawodnik wykonuje ruch i natychmiast naciska przycisk na zegarze. Zatrzymuje swój czas, uruchamiając czas rywala. Można przegrać przez brak czasu, nie liczy się wtedy sytuacja na planszy. Nie masz czasu, więc jesteś gorszy. Warto dyscypliny czasowej uczyć się od początku, oczywiście poza absolutnie pierwszymi partiami.
Można założyć dłuższe partie niż półgodzinne, ale raczej nie przy stu kilkudziesięciu uczestnikach. W szachach szybkich klasyczny turniej składa się z dziewięciu rund. Zdarzają się też bardziej intensywne zawody, na przykład na nocnym maratonie w szachach błyskawicznych w Janowie przeprowadzono 37 rund.
- Sen? Wcale nie chciało się spać - zaprzecza janowianin. - Po powrocie, w domu nie mogłem usnąć, cały czas szachy miałem w głowie.
W trakcie grania na stole nie powinno się nic znajdować, poza szachownicą i zegarem. Żadnych posiłków, napojów, czy papierosów. Chwyty psychologiczne? J. Swacha zapewne wszystkiego nie zdradza, liczą się umiejętności, a nie wygląd czy płeć. Patrzenie w oczy nie jest dobrym sposobem na zdeprymowanie rywala. Każdy spogląda przede wszystkim na szachownicę, odrywanie wzroku to strata czasu.
- Potrafię się zupełnie wyłączyć, obok mnie mogą rozmawiać, odtwarzać muzykę, a będę skupiony na szachach. Wiem, że innym to, co dzieje się wkoło, może przeszkadzać. Ja nie mam z tym problemu.
Trening koniecznie
A czy to prawda, że szachiści zapamiętują poszczególne partie? Prawda. Nie jest to mechaniczne zapisywanie, ale logiczne, znaczeniowe. J. Swacha opowiada, jak po pewnym turnieju w Biłgoraju, gdzie było dziewięć partii, dwie z nich szczególnie utkwiły w pamięci, posunięcie po posunięciu. Takie odtwarzanie partii stanowi niewątpliwie jeden z elementów treningu. Poza tym jest analiza gier, ich poszczególnych etapów, co można znaleźć w wielu książkach i w internecie. Treningowi służy także wgłębianie się w teorię szachów, co robią również arcymistrzowie, czyli ludzie o najwyższym wtajemniczeniu, bo - jak uważa J. Swacha - nikt nie może stwierdzić, że wie wszystko o szachach. Każdy ruch rodzi wiele możliwości. Podczas gry trzeba myśleć z wyprzedzeniem, przewidywać ruchy rywala i swoje odpowiedzi, ale przeciwnik może postąpić inaczej, niż się spodziewaliśmy, co rodzi kolejne warianty.
- Wolę przegrać z lepszym zawodnikiem, niż wygrać z kimś zdecydowanie słabszym - dodaje J. Swacha. - Mam wtedy więcej materiału do analizy, mogę się więcej nauczyć. Widzę, kiedy zagrałem źle, co mogłem zrobić lepiej. I tak jak z każdą nauką należy sobie pewne rzeczy powtarzać, utrwalać w pamięci. Pyta pan o moje ścisłe wykształcenie. Tak, pomaga w szachach, zawsze bardzo lubiłem matematykę.
Ponieważ małżonka, pani Antonina nie wciągnęła się w szachy, a dwoje dorosłych dzieci dawno wyprowadziło się z rodzinnego domu (choć grają, tak samo jak wnuki), sparingpartnerem J. Swachy najczęściej jest ks. Piotr Kubicz, proboszcz z Dzwoli między Janowem Lubelskim a Biłgorajem. Ksiądz również pasjonuje się szachami, w lipcu uczestniczył w szachowych, międzynarodowych mistrzostwach Polski duchowieństwa w Rzeszowie. Reprezentuje podobny poziom jak pan Jan, więc raz wygrywa jeden, raz drugi.
Można grać z komputerem, czyli na ekranie monitora. Programy pozwalają na ustawienie różnego stopnia zaawansowania. Ba, dawno minęły czasy, kiedy generalnie człowiek był lepszy. Obecne możliwości sprzętu i oprogramowania nie dają szans nawet arcymistrzom. Elektronika analizuje o wiele więcej kombinacji, niż człowiek jest w stanie w tym samym czasie. Poza tym internet daje możliwości rozgrywania partii o dowolnej porze doby z ludźmi z różnych krajów. Bo zasady gry, zwanej niekiedy królewską, są takie same na całym świecie. A szachy korespondencyjne? Pan Jan nigdy się nimi nie zajmował, a w obecnych czasach zdaje się straciły rację bytu.
Za młodym Norwegiem
W rankingu FIDE (Międzynarodowa Federacja Szachowa, fr. Fédération Internationale des Échecs) prowadzi Norweg Magnus Carlsen, młody, zaledwie 26-letni mistrz świata, z 2853 punktami. Przyznawanie tych punktów przypomina sytuację z tenisa ziemnego. Poza samą wygraną liczy się, z kim to nastąpiło. Zwycięstwo ze znacznie wyżej notowanym zawodnikiem winduje w klasyfikacji, przegrana ze słabym może oznaczać znaczny spadek. Dla lidera nie jest to dobre, wszak nie może pokonać nikogo lepszego, natomiast przegrać owszem, a wszyscy są słabsi.
Dodajmy, że mistrzem Polski jest Radosław Wojtaszek, w światowym rankingu na 17. miejscu z 2746 punktami. Mistrzyni kraju, Monika Soćko posiada ranking 2433, co daje jej 41. lokatę na świecie. J. Swacha ma ranking w granicach 1400. Czy to znaczy, że jest dwa razy gorszym szachista od tych absolutnie najlepszych?
- Gdybym wiedział o szachach połowę tego, co Carlsen czy Wojtaszek, byłbym bardzo mądrym człowiekiem - uśmiecha się. - Z najbardziej znanych szachistów największe wrażenie zrobił na mnie Amerykanin Bobby Fischer. Grał dynamicznie, niekonwencjonalnie, wytyczał nowe ścieżki. Poza tym nietuzinkowa osobowość, wykraczająca poza schematy.
Na szachach nie kończy się pozazawodowa aktywność J. Swachy. Założył i jest prezesem Stowarzyszenie Przewoźników Regionu Janowskiego. Nie posiada transportu, ale bardzo dobrze poznał jego specyfikę i problemy. Firmy transportowe to wszak jego wierni klienci.
Tekst i zdjęcia Jacek Dobkowski